Dzieje się: Nieokreślony czas po sezonie 2; Camp Jaha i okolice
Inne uwagi: AU; smutne; Bellarke
Więcej o Fanfiction Challenge: [link]
Bellamy znajduje Clarke ciężko ranną w lesie. Nie będąc w stanie samemu opatrzyć jej ran, zabiera ją do Camp Jaha... Tylko czy dotrą tam na czas?
- Hej, wszystko
będzie dobrze! Shh... Będzie dobrze! - Zdesperowany głos
Bellamy'ego łamał się. On sam nie miał już siły dalej iść.
Patrzył Clarke w oczy zamglone bólem. Dziewczyna była jeszcze
przytomna, bo kąciki jej ust uniosły się lekko, z wysiłkiem.
Chłopak podniósł się raz jeszcze, trzymając ją na rękach. Nie
uszedł jednak daleko, bo kolana ugięły się pod nim. Upadł na
nie, przytulając Clarke mocniej do siebie, by uchronić ją przed
uderzeniem o ziemię.
- Dotrzemy do
obozu! Obiecuję! - Wymamrotał ze łzami w oczach.
- Bell... - Jej
głos był słaby, ledwo słyszalny. - Daj spokój...
- Nie! Nie ma mowy!
- Bellamy zaczynał panikować. Clarke jednak wyglądała na
pogodzoną ze swoim losem. Ruszyła lekko ręką, po czym powoli
uniosła ją, wskazując na swój brzuch. Widniała tam
ciemnoczerwona plama, która pomimo prowizorycznego opatrunku,
poszerzała się.
Chłopak nie
potrafił już powstrzymać łez, które teraz torowały sobie drogę
wśród brudu, który pokrywał jego policzki.
- To nie może się
tak skończyć... Nie, nie zgadzam się!
- Bell... Będzie
dobrze... - Powtórzyła słowa, których on sam użył, ale
oczywistym było, że nie miała na myśli siebie.
- Czy jest
cokolwiek, co mógłbym zrobić? - Spytał, przełykając łzy.
- Pocałuj mnie. -
Jej głos był tak słaby, że nie był pewien, czy naprawdę to
powiedziała, czy też po prostu chciał to usłyszeć. Ale
niezależnie od tego, jak faktycznie było, nachylił się nad nią.
Jego usta z początku delikatnie musnęły usta Clarke. Po chwili
jednak złożył na nich pocałunek długi, pełen desperacji. Tak
bardzo nie chciał jej tracić.
Kiedy się odsunął,
dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Zaraz potem uleciało z niej
życie.
***
Gdy Bellamy zjawił
się z ciałem w Camp Jaha, natychmiast wysłano kogoś by powiadomił
Abby. Kobieta wybiegła z jednego z namiotów, gdy tylko usłyszała
wieści. Za nią wybiegł Marcus, wołając jej imię. Dogonił ją
dopiero przy bramie, gdzie klęczał Bellamy, trzymając Clarke w
objęciach. Abby przypadła do ciała swojej córki, nie wierząc
własnym oczom. Nagle ciszę, która ogarnęła cały obóz, przerwał
jej krzyk. Krzyk rozpaczy matki, która straciła jedyne dziecko.
Kane złapał ją za ramiona, starając się ją uspokoić, ale
całkowicie ignorowała jego wysiłki.
***
Ciało leżało na
noszach na ziemi. Zostało przybrane kwiatami, które zebrali Lincoln
z Octavią. Dookoła zebrała się grupka ludzi. Z przodu stali
najbliżsi, a więc Abby, podtrzymywana przez Marcusa, Raven wtulona
w Wicka, poważni i wyglądający niezwykle surowo Lincoln i Octavia,
oraz przybici Monty i Jasper. Przy stopach Clarke klęczał Bellamy,
rozbity i złamany, ze śladami łez na twarzy.
W nieco większej
odległości stali inni mieszkańcy Camp Jaha – zarówno ci z
setki, jak i rozbitkowie z arki. Wszyscy trwali w milczeniu.
Ciszę przerwał
Kane, słowami, którymi żegnał swoją matkę.
- W pokoju, opuść
to wybrzeże... - Zaczął. - ...W miłości, odnajdź następne.
Bezpiecznej podróży, aż do końcowej, na ziemię... - Do jego
głosu dołączyli pozostali. - Byśmy się ponownie spotkali.
Bardzo ładnie napisane, ale niezwykle smutne...
OdpowiedzUsuń