Image Map

5.01.2016

The 100's 30 Day Fanfiction Challenge - Dzień #14

Motyw: Punkt widzenia ulubionej pobocznej postaci
Dzieje się: 1 odcinek 1 sezonu; Ziemia
Inne uwagi: Wyprawa do Mount Weather z innej perspektywy
Więcej o Fanfiction Challenge: [link]

Gdy setka spada na Ziemię, nie jest jeszcze świadoma świata, w którym przyjdzie im mieszkać; tym bardziej tego, jakie skutki ich przybycie będzie miało dla jego obecnych mieszkańców.


Anya stała na wzgórzu z wyrazem niepokoju na twarzy. Rzadko uzewnętrzniała swoje emocje, ale tym razem miało to wyjątkowe uzasadnienie – w stronę lasu mknęła świetlista kometa, tak jasna, że widoczna pomimo słońca na niebie.
Nagle zniknęła jej z oczu, a ułamek sekundy później wszystko wokół zatrzęsło się od siły, z jaką uderzyła w ziemię. Kobieta zachwiała się lekko, ale niemal natychmiast odzyskała równowagę. Czym prędzej zbiegła ze wzgórza, by rozmówić się ze swoimi ludźmi.

***

- Lincoln, mam dla Ciebie zadanie specjalne. Chciałabym, żebyś odwiedził miejsce uderzenia i dowiedział się, co to takiego. Oczekuję twojego raportu jeszcze dziś wieczorem. - Wspomniany mężczyzna skinął głową i oddalił się, gotów ruszać natychmiast.

***

Po kilku godzinach Lincoln stanął przed dowódczynią, szybko informując ją o zaistniałej sytuacji.
- Wygląda to na rodzaj kapsuły, albo nadziemnego bunkra. W środku byli... ludzie. - Przerwał na chwilę, pozwalając kobiecie przetrawić otrzymaną rewelację. - Póki co nie wydają się jakoś szczególnie zorganizowani, chociaż mała grupka odłączyła się i ruszyła w stronę terenów Ludzi Gór. - Kontynuował. - Tyle zdołałem określić w tym krótkim czasie.
- Dziękuję. Obserwuj dalej miejsce, w którym się rozbili, chcę być poinformowana o każdym ich kroku, który mógłby nam zaszkodzić. - Lincoln skinął głową. - Sama zaś przyjrzę się tej grupce, o której wspomniałeś...

***

Niedługo później Anya wraz z dwójką wojowników opuścili obóz. Wytropienie obcych nie było trudne, jako że nie dbali o to, by zatrzeć za sobą ślady. Szybko ich odnaleźli, śpiących wśród luminescencyjnych drzew. Dowódczyni zdecydowała, że pozostaną przy obserwacji, dopóki nie zrobią czegoś, co bezpośrednio zaszkodzi im w interesach.
Następnego dnia ruszyli za nimi nad rzekę, która stanowiła granicę między ich terenami a terytorium Ludzi Gór. Anya zaczęła podejrzewać, że to właśnie tam zmierza gromadka, ale nie podejmowała ryzyka ujawnienia ich obecności, póki nie przekroczyli rzeki. Brak brodu sprawiał, że przeprawa byłaby trudna, jeśli nie niemożliwa dla kogoś bez doświadczenia. A im dłużej obcy nie mieli pojęcia o ich istnieniu, tym lepiej.
Obserwując z ukrycia atak wodnego węża, kobieta była jeszcze bardziej przeświadczona o tym, że gromada zrezygnuje z przekroczenia wody. Dlatego była zaskoczona, widząc że skonstruowali linę, by przeskoczyć na drugi brzeg. Zaniepokojona wewnątrz, zachowała kamienną twarz i gestem wskazała swoim wojownikom, by przygotowali włócznię.
Gdy pierwszy z nich przeskoczył, nie wpadając przy tym do rzeki, wiedziała, że nie ma już innego wyjścia. Drażnienie Ludzi Gór sprawiłoby im masę kłopotów, z pewnością więcej, niż ta banda rozbitków z nieba. Nie czekając dłużej, wykonała gest nakazujący rzucać, ale bez intencji zabicia. W ten sposób przynajmniej upiekliby dwie pieczenie na jednym ogniu, wykorzystując żywą ofiarę do zwabienia innego drapieżnika.

***

Cichy, niemal niesłyszalny świst włóczni był jedynym ostrzeżeniem, na które mógł liczyć obcy, zanim włócznia przyszpiliła go do drzewa.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz