Dzieje się: 1 odcinek 1 sezonu; Ziemia
Inne uwagi: Wyprawa do Mount Weather z innej perspektywy
Więcej o Fanfiction Challenge: [link]
Gdy setka spada na Ziemię, nie jest jeszcze świadoma świata, w którym przyjdzie im mieszkać; tym bardziej tego, jakie skutki ich przybycie będzie miało dla jego obecnych mieszkańców.
Anya stała na
wzgórzu z wyrazem niepokoju na twarzy. Rzadko uzewnętrzniała swoje
emocje, ale tym razem miało to wyjątkowe uzasadnienie – w stronę
lasu mknęła świetlista kometa, tak jasna, że widoczna pomimo
słońca na niebie.
Nagle zniknęła
jej z oczu, a ułamek sekundy później wszystko wokół zatrzęsło
się od siły, z jaką uderzyła w ziemię. Kobieta zachwiała się
lekko, ale niemal natychmiast odzyskała równowagę. Czym prędzej
zbiegła ze wzgórza, by rozmówić się ze swoimi ludźmi.
***
- Lincoln, mam dla
Ciebie zadanie specjalne. Chciałabym, żebyś odwiedził miejsce
uderzenia i dowiedział się, co to takiego. Oczekuję twojego
raportu jeszcze dziś wieczorem. - Wspomniany mężczyzna skinął
głową i oddalił się, gotów ruszać natychmiast.
***
Po kilku godzinach
Lincoln stanął przed dowódczynią, szybko informując ją o
zaistniałej sytuacji.
- Wygląda to na
rodzaj kapsuły, albo nadziemnego bunkra. W środku byli... ludzie. -
Przerwał na chwilę, pozwalając kobiecie przetrawić otrzymaną
rewelację. - Póki co nie wydają się jakoś szczególnie
zorganizowani, chociaż mała grupka odłączyła się i ruszyła w
stronę terenów Ludzi Gór. - Kontynuował. - Tyle zdołałem
określić w tym krótkim czasie.
- Dziękuję.
Obserwuj dalej miejsce, w którym się rozbili, chcę być
poinformowana o każdym ich kroku, który mógłby nam zaszkodzić. -
Lincoln skinął głową. - Sama zaś przyjrzę się tej grupce, o
której wspomniałeś...
***
Niedługo później
Anya wraz z dwójką wojowników opuścili obóz. Wytropienie obcych
nie było trudne, jako że nie dbali o to, by zatrzeć za sobą
ślady. Szybko ich odnaleźli, śpiących wśród luminescencyjnych
drzew. Dowódczyni zdecydowała, że pozostaną przy obserwacji,
dopóki nie zrobią czegoś, co bezpośrednio zaszkodzi im w
interesach.
Następnego dnia
ruszyli za nimi nad rzekę, która stanowiła granicę między ich
terenami a terytorium Ludzi Gór. Anya zaczęła podejrzewać, że to
właśnie tam zmierza gromadka, ale nie podejmowała ryzyka
ujawnienia ich obecności, póki nie przekroczyli rzeki. Brak brodu
sprawiał, że przeprawa byłaby trudna, jeśli nie niemożliwa dla
kogoś bez doświadczenia. A im dłużej obcy nie mieli pojęcia o
ich istnieniu, tym lepiej.
Obserwując z
ukrycia atak wodnego węża, kobieta była jeszcze bardziej
przeświadczona o tym, że gromada zrezygnuje z przekroczenia wody.
Dlatego była zaskoczona, widząc że skonstruowali linę, by
przeskoczyć na drugi brzeg. Zaniepokojona wewnątrz, zachowała
kamienną twarz i gestem wskazała swoim wojownikom, by przygotowali
włócznię.
Gdy pierwszy z nich
przeskoczył, nie wpadając przy tym do rzeki, wiedziała, że nie ma
już innego wyjścia. Drażnienie Ludzi Gór sprawiłoby im masę
kłopotów, z pewnością więcej, niż ta banda rozbitków z nieba.
Nie czekając dłużej, wykonała gest nakazujący rzucać, ale bez
intencji zabicia. W ten sposób przynajmniej upiekliby dwie pieczenie
na jednym ogniu, wykorzystując żywą ofiarę do zwabienia innego
drapieżnika.
***
Cichy, niemal
niesłyszalny świst włóczni był jedynym ostrzeżeniem, na które
mógł liczyć obcy, zanim włócznia przyszpiliła go do drzewa.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz