Dzieje się: Kilka dni po zakończeniu sezonu 2; Camp Jaha
Inne uwagi: Spoilery z sezonu 2; relacja między Bellamym a Abby; alkohol
Więcej o Fanfiction Challenge: [link]
Po wydarzeniach w Mount Weather Abby co noc ma koszmary. Kiedy jednak postanawia ochłonąć podczas spaceru, odkrywa, że nie tylko ona wciąż odczuwa skutki traumatycznych okoliczności.
Ciemność. Krzyki.
Popychanie. Nagłe światło. Ból. Więcej krzyków.
Abby usiadła
gwałtownie na pryczy oddychając ciężko. Koszmary związane z
pobytem w Mount Weather wracały co noc. Niejednokrotnie budziła się
gwałtownie, przerażona, mając wrażenie, że nigdy się stamtąd
nie wydostała.
Uspokoiła trochę
oddech i rozejrzała się po ciemnym namiocie, w którym mieszkała.
Na krześle przy jej łóżku spał Marcus. Kobieta uśmiechnęła
się delikatnie na jego widok. Kane i Jackson wymieniali się co
kilka godzin, by zawsze ktoś przy niej był. Właściwie Marcus
zapewniał, że może to robić sam, ale po długich namowach samej
Abby zgodził się, że sam musi jeszcze sypiać, a ponadto zajmować
się obozem.
Starając się nie
uczynić żadnego hałasu, kobieta wyślizgnęła się ze śpiwora.
Potrzebowała odetchnąć świeżym powietrzem, by odegnać nocne
koszmary, więc szybko wzuła buty na nogi i cichutko opuściła
namiot, nie chcąc budzić śpiącego mężczyzny. I tak robił dla
niej więcej, niż powinien.
Chłodnawe nocne
powietrze kąsało ją lekko w nos. Odetchnęła głęboko, chcąc
oczyścić umysł, po czym ruszyła przez obóz, mając nadzieję, że
ten spacer choć trochę ją uspokoi. Nagle dostrzegła delikatną
łunę światła w jednym z namiotów. Zaciekawiona i jednocześnie
zaniepokojona ruszyła w tamtą stronę. Zatrzymał ją stanowczy
głos i jaskrawy blask latarki.
- Stać! - Głos
brzmiał młodo i należał do jednego z wartowników. Abby uniosła
lekko ręce do góry i uśmiechnęła się przepraszająco, jakby
chcąc przekazać, że nie zamierzała zakłócać obchodu.
- Och, doktor
Griffin! Przepraszam! - Młodzieniec szybko ją poznał i natychmiast
opuścił latarkę, by nie świecić jej dalej w oczy. - Jeśli mogę
spytać, co pani tu robi? - Dodał po chwili niepewnie.
- Potrzebowałam
się przespacerować, nic takiego. - Odparła wymijająco. Wartownik
tylko skinął głową i nie zadając więcej pytań, ruszył
kontynuować obchód. Abby na powrót skierowała kroki ku lekko
jaśniejącemu namiotowi. Będąc bliżej zorientowała się, że
namiot należy do Bellamy'ego. Zawahała się, nie wiedząc czy w
czymś nie przeszkodzi, ale ostatecznie delikatnie odsunęła
materiał i zajrzała do środka.
Widok, który
zastała, zaskoczył ją. Bell siedział w kącie namiotu. Jego twarz
była cała zaczerwieniona, włosy potargane. W ręce trzymał
metalowy bidon. Ulatująca z niego woń alkoholu szybko dotarła do
nosa kobiety. Prawdopodobnie była to mikstura z zapasów Jaspera i
Monty'ego, w każdym razie sądząc po intensywności zapachu.
- Bellamy? -
Spytała cicho, niepewnie. W słabym świetle łojowej lampy, którą
dostał od Lincolna, Abby nie była w stanie określić czy płakał
czy był pijany.
- To moja wina... -
Wybełkotał chłopak. Abby weszła do namiotu ze zdecydowanym
wyrazem twarzy.
- Bellamy, o czym
ty mówisz?
- TonDC, Mount
Weather... To wszystko moja wina. - Po jego policzku spłynęła łza.
Kobieta pokręciła głową. Już wiedziała, o czym mówił.
- Nie. Jeśli to ma
być czyjakolwiek wina, to moja. Clarke jest moją córką... - Jej
głos zaczął się trząść, więc przerwała gwałtownie, po czym
wzięła głęboki wdech. - I to ja ją tak wychowałam.
Bellamy zamilkł na
chwilę. Następnie podał jej bidon. Abby wzięła go bez słowa i
pociągnęła łyk alkoholu. Gorzko-ostry smak zapiekł ją w gardle,
ale przełknęła napój, po czym zwróciła bidon. Chłopak także
się napił, po czym kontynuował lekko bełkotliwym głosem.
- Mimo wszystko,
ostrzegłem Clarke przed atakiem na TonDC, a ona wciąż pozwoliła
ludziom zginąć...
- Skąd...?
- Myśli pani, że
po obozie nie krążą opowieści? Oczywiście nikt nie wie, że
Clarke wiedziała. Ale ja owszem. - Kolejne łzy wykwitły w kącikach
jego oczu.
- Zamordowałam
mojego męża, bo myślałam, że postępuję słusznie. - Głos Abby
był chłodny, jakby chciała się odseparować od tego co powiedziała. -
Wzięła ze mnie przykład. - Słowa ciężko zawisły w powietrzu.
Bidon znów zmienił właściciela. Oboje trwali dłuższy czas w
milczeniu.
W końcu głos Abby
przerwał ciszę.
- Doszła do
wniosku, że informacje, które możesz nam dostarczyć będą w
stanie uratować większą ilość ludzi. Uwięzionych w Mount
Weather. - Domyślała się, że to może nie być do końca prawdą.
Oczywiście to na pewno był ważny powód, ale równie ważne było
dla Clarke życie Bellamy'ego. Jednak nie zamierzała zdradzać tego
chłopakowi. To tylko umocniło by jego poczucie winy.
- Ale... Kiedy
zamordowaliśmy wszystkich w Mount Weather...
- Uratowaliście mi
życie. I pozostałym też, wiesz o tym. - Bellamy nie odpowiedział.
Pociągnął duży łyk alkoholu, starając się wymazać to
wydarzenie z pamięci. Abby nie wiedziała, co jeszcze może
powiedzieć. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wielki ciężar
spoczywa na nim i jej córce.
W takim stanie,
milczących, znaleźli ich Jackson i Marcus następnego ranka.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz