Dzieje się: Przed sezonem 1; Arka
Inne uwagi: Śmierć Jake'a nie była dla mnie najbardziej poruszająca, ale znacząca? Jak najbardziej.
Więcej o Fanfiction Challenge: [link]
Noc przed egzekucją jest wyjątkowo ciężka, ale o ile gorsze jest pożegnanie z tymi, których kochasz?
Mężczyzna
siedział z głową schowaną w ramionach. Chciał dobrze... Nagie
ściany celi nie dodawały mu otuchy i przypominały o nieuchronnym,
które miało nadejść następnego ranka. Zastanawiał się, co
zrobił nie tak. Dlaczego rada tak bardzo uparła się na trzymaniu
ludzi w niewiedzy?! Czy nie widzieli, że mają prawo to wiedzieć? I
że może w ten sposób udałoby się zapobiec katastrofie...?
Uderzył dłonią o
zimną podłogę, sfrustrowany. Teraz już nic nie mógł zrobić.
Miał tylko nadzieję, że Clarke zachowa rozsądek i nie pójdzie w
jego ślady. Wierzył jednak, że Abby zadba o ich małą
dziewczynkę.
***
Ranek przyszedł
zaskakująco szybko. Dla oczekującego mężczyzny była to niemal
ulga. Zbliżająca się egzekucja przynajmniej ukróciłaby to
męczące czekanie. Bo tak właśnie było – Noc spędzona samotnie
w celi nieraz sprawiała, że więzień pragnął wykonania wyroku –
byle nie musieć już dłużej trwać w zawieszeniu między życiem,
które jeszcze posiadał, a śmiercią, która miała nadejść.
Wkrótce zjawili
się wartownicy, zabierając go miejsca, w którym miała się odbyć
egzekucja. Nie musieli ciągnąć go siłę, dobrowolnie podążał z
nimi, zrezygnowany. Na miejscu oczekiwała go Abby.
- Jake! - Zawołała
na jego widok i podbiegła, rzucając mu się w ramiona. Przytulił
ją mocno, gładząc jej włosy uspokajająco. Po chwili kobieta
odsunęła się, w jej oczach błysnęły łzy. Mężczyzna zdjął z
palca swoją obrączkę i włożył jej w dłoń, patrząc jej w
oczy. Po chwili zaś zaczął zdejmować swój zegarek.
- Przekaż go
Clarke... - Nie dokończył zdania, bo przerwał je głośny krzyk z
końca korytarza.
- Tato! -
Blondwłosa dziewczyna biegła w jego stronę. Wartownicy próbowali
ją zatrzymać, ale wyrywała się, aż stojąco opodal kanclerz,
który nadzorował całe wydarzenie, gestem nakazał im ją
przepuścić. Clarke podbiegła do Jake'a i przytuliła go mocno.
- Tato...
- Shh, spokojnie
słonko... - Mężczyzna skończył zdejmować swój zegarek. - Teraz
jest twój. - Podał go córce, wykrzesując z siebie odrobinę
uśmiechu. Dużo go to kosztowało, ale dla niej zrobiłby wszystko.
- Nie, tato, nie...
- Mamrotała Clarke, a łzy spływały jej po twarzy. Jaha pokazał,
że już znak. Jake posłusznie się odsunął. - Nie! - Zawołała
dziewczyna, wyrywając się za nim, ale Abby w porę ją chwyciła i
przytuliła do siebie.
Jake bez dalszych
pożegnań wszedł do śluzy, która odgradzała korytarz od
przestrzeni kosmicznej. Stanął przodem do zebranych, gdy drzwi
skutecznie odcinały go od rodziny. Uśmiechnął się do nich po raz
ostatni, gdy jego egzekutor majstrował przy przyciskach.
A potem śluza się
otworzyła i Jake'a już nie było.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz