Dzieje się: Początki 1 sezonu; Ziemia
Inne uwagi: AU w którym Clarke i Bellamy nie dochodzą do porozumienia; Bellamy x Reader; skrót [T/I] oznacza Twoje Imię
Więcej o Fanfiction Challenge: [link]
Clarke i Bellamy nie byli w stanie się dogadać, oboje pragnąc przejąć kontrolę nad resztą setki. Wolałaś się w tę rywalizację nie mieszać i szło ci to całkiem nieźle, do czasu...
- Będziemy
potrzebowali więcej jedzenia! - Zawołała Clarke zdecydowanym,
nieco władczym tonem, patrząc przy tym znacząco na Bellamy'ego.
Przyglądałaś się temu z boku, zajęta wiązaniem ze sobą
kolejnych części palisady, która w niezłym tempie powstawała
wokół waszego prymitywnego obozu.
- Robi się,
księżniczko! - Odkrzyknął drwiąco, pod nosem parskając ze
śmiechu. Kilka osób mu zawtórowało. Clarke to zignorowała. Nie
było to nowością. Nastrój rywalizacji i niechęci wobec siebie
podzielił was na trzy grupy – zwolenników jej, Bellamy'ego albo
neutralnych. Ty należałaś do tej ostatniej grupy. Polityka, którą
śmiało można było nazwać to wszystko, zupełnie cię nie
interesowała. Zamiast tego wolałaś skupić się na przetrwaniu,
okazjonalnie podziwiając piękno Ziemi.
- Hej ty! -
Podskoczyłaś, wyrwana ze swoich przemyśleń.
- Ja? - Spytałaś
niepewnie, zastanawiając się, czy słowa na pewno były skierowane
do ciebie.
- Tak ty, jak masz
na imię? - Bellamy trzymał w ręku nóż i patrzył na ciebie
wyczekującym wzrokiem.
- [T/I] –
Odparłaś po chwili wahania. Miałaś nadzieję, że tym samym nie
wpakowałaś się po uszy w jakieś kłopoty.
- Świetnie, [T/I],
idziesz z nami! - Nadzieja matką głupich. Nie mając za bardzo
wyboru, szybko uznawszy, że otwarty sprzeciw byłby jeszcze gorszy w
skutkach, ruszyłaś za chłopakiem. Po drodze zgarnęliście jeszcze
jakąś dwójkę i skierowaliście się w stronę lasu.
- Gdzie idziemy...?
- Spytał jeden z pozostałych, widocznie nie ogarniając jeszcze
bagna, w które wpadł.
- Nie słyszałeś
księżniczki? Potrzebujemy jedzenia. - Odparł twardo Bellamy.
Słysząc jego surowy ton doszłaś do wniosku, że bezpieczniej
będzie milczeć.
***
Minęła chwila,
zanim znaleźliście ślady jakiegoś zwierzęcia. Nie miałaś
wątpliwości, że w dużej mierze była to wina dowódcy tej
wyprawy, jako że dobrał ludzi przypadkowo, a nie pod względem
umiejętności. Cała grupka zatrzymała się więc, by przejść do
kolejnej zagwozdki.
- Czy ktoś z
obecnych umie rzucać nożem? - Bellamy popatrzył po was uważnie.
Nieśmiało podniosłaś rękę.
- Znakomicie.
[I/T], prawda? - Uśmiechnął się. Musiałaś przyznać, że jego
uśmiech był uroczy. Wręczył ci jeden z noży, które przy sobie
nosił. Po chwili skinął na resztę.
- Zostańcie tutaj
i czekajcie na nasz sygnał. Jeśli uda nam się złapać zdobycz,
damy znać i waszym zadaniem będzie ją zanieść do obozu. - Kiedy
oboje skinęli głową na znak, że zrozumieli, ruszyliście za
tropem. Nawet dla ciebie nie było wielkim zaskoczeniem, że
prowadził do wodopoju. Tam, przy brzegu niewielkiego strumyka,
dostrzegliście masywne, pokryte brązową szczeciną zwierzę. Stare
podręczniki, które przeglądałaś kiedy na Arce, identyfikowały
je jako dzika. Wokół ciemnobrązowego, dużego osobnika hasały
trzy prążkowane warchlaki.
Podeszliście
najbliżej jak się dało bez alarmowania waszych ofiar. Bellamy
popatrzył na ciebie. Wasze spojrzenia się zetknęły. W waszych
oczach błysnęła iskierka porozumienia. Chłopak wystawił trzy
palce. Skinęłaś głową. W myślach policzyłaś do trzech. Raz.
Dwa. Trzy. Rzuciłaś noż dokładnie w tym samym momencie co on.
Ostrza pofrunęły ze świstem, wbijając się w ciała dwóch
warchlaków. Pozostały podniósł kwik, na co dorosły wpadł w
szał. Dopiero wtedy zdaliście sobie sprawę z głupoty własnej
decyzji. Gdybyście najpierw wyeliminowali matkę, mielibyście
szanse złapać młode. W ten sposób tylko ją wkurzyliście. I nie
zajęło jej dużo czasu wyniuchanie was. W kilka sekund rzuciła się
szarżą w waszą stronę.
- Biegnij! -
Zawołałaś, sama pędząc między drzewami. Czegoś takiego nigdy
nie uczyli was na Arce, nawet na lekcjach przetrwania. Jednak myśląc
logicznie, szybko doszłaś do wniosku, że potrzebujesz drzewa, na
które powinnaś się wspiąć, by kły wściekłego dzika cię nie
dosięgły.
- Drzewo! Biegnij
na drzewo! - Wrzasnęłaś w kierunku Bellamy'ego, który pędził
równolegle do ciebie, w odstępie kilku metrów.
***
Mieliście
gigantyczne szczęście, że w porę udało wam się dobiec do
rozłożystej sosny, której gałęzie znajdowały się na tyle
nisko, że można było do nich doskoczyć, ale na tyle wysoko, że
dzik nie dałby rady do nich dosięgnąć.
Teraz, siedząc
wśród nieco wyższych konarów, oddychaliście ciężko.
- Dzięki za
radę...[T/I]. - Odezwał się Bellamy po dłuższej chwili.
- Nie ma za co. -
Uśmiechnęłaś się lekko, wciąż próbując uspokoić oddech.
Chłopak odwzajemnił uśmiech, a tobie przyszło do głowy, że może
wcale nie jest taki zły, na jakiego chce wyglądać...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz